Beyonce – Cowboy Carter

30 Kwi

Wielu murzyńskich artystów flirtowało z muzyką country. Bardziej udanie jak Lionell Richie czy Ray Charles i mniej jak Tina Turner. Z pokolenia Beyonce uczynił to choćby Nelly, ale jedynie singlem Over & Over, więc Cowboy Carter jako cały album jest dla mnie ciekawym doświadczeniem. Przede wszystkim mam wrażenie, że jest on najlepszym dostępnym spełnieniem jej wyobrażenia o country. Stąd obecność Willie Nelsona i Dolly Parton, której piosenka Jolene uczuciowym głosem Beyonce wybrzmiała tu przekonująco mimo lekko zmienionego tekstu. Ale także Miley Cyrus w aktualnym singlu II Most Wanted nawiązującym do przeboju FLEETWOOD MAC. Bliski oryginałowi jest za to Blackbird z Białego Albumu THE BEATLES.

Choć sama artystka przyznaje, że do nagrania Cowboy Carter przygotowywała się od kilku lat i jej celem jest edukowanie muzyczne ludzi, to zalążki stylu country pokazywała już na swojej najlepszej od czasu debiutu płycie Lemonade w piosence poświęconej zmarłemu ojcu. Tutaj odpowiedzią na tę piosenkę jest Daughter, choć w nieco innym, bardziej klasycznym, rozmarzonym stylu pokazująca jej wciąż niesamowite możliwości wokalne. Zwłaszcza, że zaskoczeniem dla mnie prócz gości jest też szeroki eklektyzm tej płyty, która miewa także chwile w stylu hip-hopu czy klasycznego disco. Ale jednak spaja ją wspólny mianownik i sięganie po country wcale nie umniejszyło popularności Beyonce o czym świadczy powodzenie singla Texas Hold’em.

Ocena: 4/5

Taylor Swift – The Tortured Poets Department

29 Kwi

Najnowszy album Taylor Swift, mimo że w Wielkiej Brytanii pobił już należący do Adele rekord szybkości sprzedaży, należy jednak do słabszej części dyskografii urodzonej w 1989 roku piosenkarki. Głównie za sprawą powtarzalności pomysłów i rozwiązań kompozycyjnych, które sprawiają wrażenie jakby pisała je sztuczna inteligencja. Jednak mimo autoplagiatów są tu piosenki wybitne jak So Long, London który artystka uważa za najbardziej uczuciowy na płycie, podkreślając go bardzo oryginalną aranżacją wokalną, a jednocześnie prostym i bardzo chwytliwym refrenem.

Ze schematów wyrywa się też pierwszy przebój Fortnights z udziałem Post Malone‚a, ale głównie dlatego, że spokojnie mógłby się znaleźć raczej na jego płytach, niż albumach Taylor. Pozostałe nagrania nie wnoszą do dorobku artystki wiele nowego, osadzone raczej w klimatach ostatnich płyt, czyli Evermore i Midnights, nawet jeśli towarzyszy jej Florence Welch.

Na uwagę zasługuje fakt, że piosenkarka do zasadniczej wersji albumu zawierającego 16 piosenek, dołączyła dodatkowy album, niestety jedynie w wersji cyfrowej jako The Anthology. Część sponsorowanych przez Amazon recenzji uważa go za lepszy od zasadniczej wersji, jednak dla mnie sprawia wrażenie oczywistych odrzutów z sesji, nawet na granicy autoparodii. Są na nim jednak aż dwie piękne piosenki: The Albatross i Manuscript, gdzie Taylor ponownie pokazuje swą wielkość.

Ocena: 3/5

Płyty roku 2019

18 Mar

2019 rok nauczył mnie, że ciężko jest łączyć wyjazdy służbowe z turystycznymi. Jeszcze ze studiów pamiętam, jak wykładowcy zajmujący się fizyką doświadczalną zazdrościli fizykom teoretykom zagranicznych wyjazdów, zwłaszcza z czasów komuny, co miało zmotywować nas, studentów do pilniejszej nauki, zwłaszcza że u progu XXI wieku o pracę dla młodych bez nepotyzmu było trudno. W 2019 roku działając w Instytucie Badań Interdyscyplinarnych byliśmy jednak zasypywani zaproszeniami na konferencję czy propozycjami pracy. Głównie z zagranicy, bo akurat polskie ośrodki przyznające granty piętrzyły nam biurokratyczne trudności, mimo że epidemia ASF, dla której opracowaliśmy model agentowy, już zagrażała pogłowiu świń we wschodniej Polsce. Model ten był zresztą inspirowany agentowym modelowaniem rynku muzycznego jeszcze z mojej pracy doktorskiej i w efekcie zainteresowali się nim Niemcy, dzięki czemu w marcu 2019 roku zorganizowaliśmy międzynarodową konferencję na Freie Universitat w Berlinie, gdzie potem przez kilka tygodni pracowałem wskazując na podobieństwo do zarażania się między rynkami, bo Niemcy w przeciwieństwie do nepotycznych polskich urzędników traktowali niebezpieczeństwo ASF z pełną powagą. Jednak tym zajmowali się moi współpracownicy, a ja kontynuowałem projekt choćby na konferencji w Bilbao, dokąd z Wrocławia najbardziej optymalna droga lotnicza wiodła przez Malagę. I właśnie tam leżąc na plaży, rozmyślając ze słuchawkami na uszach o odwiedzeniu sąsiedniego Gibraltaru, dotarło do mnie że ciężko mi się wyluzować, bo zaraz po przylocie mam wystąpienie, o które muszę zadbać.

Wobec rynkowego deficytu singli na fizycznych nośnikach jedyną 7″ płytą z 2019 roku w mojej kolekcji okazał się Paradise powracającego zza grobu Milesa Davisa z Mediną Johnson, promujący jego pośmiertnie stworzony przez wytwórnię LP Rubberband. Problem w tym, czy Miles Davis naprawdę chciał podążać w lata 90-te w stylu Prince‚a i zapraszać hiphopowych i soulowych artystów, którzy jeszcze wtedy nie istnieli? Zadałem to pytanie polskiemu oddziałowi Warnera, ale wytwórnia obstawała przy swoim, aby na zmarłym artyście jak najwięcej zarobić. W efekcie powstał dość sztuczny album dla fanów w stylu pośmiertnych płyt 2Paca, Michaela Jacksona czy Notoriousa B.I.G., żerujący na legendzie do samego końca.

Najczęściej powtarzającym się albumem w mojej kolekcji został +18 wciąż nastoletniego Kubi Producenta, który mam w kilku limitowanych wersjach z autografem, być może dlatego że jego poprzedni CD Kwiat polskiej młodzieży z Bedoesem, który uznałem najlepszą płytą 2018 roku, doczekał się dotąd jedynie wydania CD? Z Bedoesem miałem zresztą ciekawą rozmowę, bo wbrew pozorom ten raper popierał polskich narodowców, a jednocześnie próbował mnie bezskutecznie przekonywać, bym bardziej tolerował zboczeńców seksualnych.

Co ciekawe, uznany przeze mnie w grudniu 2019 najlepszym albumem roku Norman Fucking Roswell! Lany Del Rey słuchany przeze mnie namiętnie pod koniec lata na bezludnych plażach jezior, zajął dopiero 18 miejsce, gdyż posiadam go jedynie na dwupłytowym winylu, bez dodatkowego kodu na ściągnięcie legalnych mp3 jaki do swoich płyt dołączali inni artyści.

  1. Kubi Producent – 18+
  2. Hades – COMBO
  3. Ariana Grande – Thank U, Next
  4. Taylor Swift – Lover
  5. Michael Kiwanuka – Kiwanuka
  6. Foxygen – Seeing Other People
  7. Little Simz – Grey Area
  8. Mercedresu – Murdera jeden
  9. Black Pumas – Black Pumas
  10. Blackpink – Kill This Love
  11. Billie Eilish – When We All Fall Asleep, Where Do We Go?
  12. Solange – When I Get Home
  13. Pih – Non Servian Tom I
  14. Camila Cabello – Romance
  15. Post Malone – Hollywood’s Bleeding
  16. Taco Hemingway – Pocztówka z wakacji lato ’19
  17. Doja Cat – Hot Pink
  18. Tede & Sir Michu – Karmagedon
  19. Lana Del Rey – Norman Fucking Rockwell!
  20. Emma Bunton – My Happy Place

Płyty roku 2018

14 Mar

Przypominając rok 2018 dochodzimy już do czasów współczesnych. Przy mizerii w wydawaniu singli na fizycznych nośnikach, najczęściej powtarzającym się w mojej kolekcji jest cytowany w piosenkach polskich raperów 12″ One Kiss, który nagrał Calvin Harris i Dua Lipa, umieszczony zresztą na wersji deluxe jej debiutanckiego, bardzo przeciętnego albumu. Do 2018 roku byłem praktycznie wszędzie, na 6 kontynentach z wyjątkiem jedynie Antarktydy (na którą miałem zresztą propozycję pracy naukowej, tyle że w sezonie gdy panuje tam ciemność, przy słabym Internecie). Dlatego z wiekiem wygodniej było mi odwiedzać miejsca sprawdzone, w których czuję się szczęśliwy, najlepiej bez turystów.

Odbieranie muzyki w podróży zawsze dawało mi wyjątkowe wrażenia, a najbardziej uwielbiałem pływać w ciepłych morzach z bezprzewodowymi słuchawkami na uszach słuchając np. Post Malone‚a w Morzu Czerwonym, czy Ariany Grande z komórką umieszczoną na kołyszącej się zacumowanej łodzi przy plaży Kata na tajskiej wyspie Phuket. Poza przyjemnością słuchania tytułowego, słodkiego głosu podobały mi się też jej inspiracje klasycznym rapem Missy Elliott czy WU-TANG CLANU. I choć w tamtych czasach umieściłem Sweetener na 2 miejscu podsumowania najlepszych albumów roku, to z powodu nabycia go aż na 3 różnych nośnikach, wygrywa on u mnie pod względem powtarzalności. Wcześniej bardzo lubiłem jeszcze drugi album Grande My Everything, którego słuchałem wieczorami na tarasie chatki w El Nido na Palawanie, podziwiając zachody słońca przy konsumpcji egzotycznych owoców razem z parą Polaków, którzy odwzajemniali mi się piosenką Love Me Like You Do Ellie Goulding. Jedyną rzeczą zakłócającą nasz bajkowy spokój był czerwcowy wysyp meduz i historia jednego z miejscowych rybaków, którego ojciec wyjmując sieć z morza oblepiony meduzami zmarł na zawał serca.

Początkiem końca kariery Adriany Grande wydaje mi się zamach terrorystyczny na jej koncercie w Manchesterze, kiedy to piosenkarka zamiast potępić islamskich terrorystów i odciąć się od popierania islamskiej imigracji do Europy, zaczęła popierać aborcję, co (jak sam zauważyłem) odciągnęło od niej zwłaszcza bardziej religijnych, latynoskich fanów. Nagrywała też coraz słabsze płyty, z których najgorszą jest ta najnowsza z marca 2024, na której przy tak banalnych tekstach o związkach ciężko jest znaleźć choćby jeden ciekawy i świeży utwór. W efekcie przewiduję, że Grande zejdzie ze sceny na trwałe jak Jennifer Lopez, bo z moich badań naukowych odnośnie rynku płytowego wynika, że jeden nieudany album może zrujnować artyście karierę bezpowrotnie. I nawet jeśli potem wróci on do formy, to pod względem sprzedażowym nie odzyska on utraconych fanów.

  1. Ariana Grande – Sweetener
  2. XXXTentation – ?
  3. Lady Gaga & Bradley Cooper – A Star Is Born
  4. Little Mix – LM5
  5. Christine And The Queens – Chris
  6. Blackpink – Blackpink In Your Area
  7. Animal Collective – Tangerine Reef
  8. Robyn – Honey
  9. Dirty Projectors – Lamp It Prose
  10. Janelle Monáe – Dirty Computer
  11. Nine Inch Nails – Bad Witch
  12. Just Loud – Just Loud
  13. Basement – Beside Myself
  14. Rita Ora – Phoenix
  15. Taconafide – SOMA 0,5g
  16. Black Panther – OST
  17. Bedoes & Kubi Producent – Kwiat polskiej młodzieży
  18. Post Malone – Beerboys & Bentleys
  19. Taco Hemingway – Cafe Belga/Flagey
  20. Cardi B – Invasion Of Privacy

Płyty roku 2017

12 Mar

Ciekawe, że w moim wieku najbardziej zacierają się w pamięci wydarzenia niedawne. 2017 rok wydawałby się jakby był wczoraj, zwłaszcza wobec niewykorzystanych lub odłożonych na później szans. Z licznych podróży najbardziej egzotyczną dla mnie była wyprawa do Mikronezji, gdzie nocowałem u Chinki, która prawie nie znała angielskiego i zostawiła mnie samego na noc. Na ścianie pokoju wisiała mapa świata wykonana z kamieni, a Guam gdzie się zatrzymałem był zbyt mały, by się na niej znaleźć. Wówczas ogarnęło mnie przerażenie, bo pierwszy raz w życiu znalazłem się w sytuacji, że nie wiem gdzie jestem. Czy na środku Pacyfiku bliżej mi do Hawajów, czy może Filipin? Na szczęście parę dni później na miejscowym uniwersytecie wziąłem udział w konferencji matematycznej organizowanej przez Japończyków i na jej zakończeniu podczas lunchu w klubie zabawne dla nas było porównanie pracowitych zwyczajów pracy naukowej w Japonii i swobody badań w Polsce. Bo dla mnie egzotyką było, że wracający z WC młodszy pracownik naukowy w moim wieku aby przejść do swojego krzesła przy stole, zamiast poprosić starszego profesora by zrobił miejsce, sam cierpliwie czekał na moment, aż profesor się łaskawie w jego stronę odwróci. Z kolei dla japońskich matematyków egzotyką był swobodny styl pracy Banacha z przedwojennej Szkoły Lwowsko-Warszawskiej, który najlepsze pomysły na dowody twierdzeń matematycznych zapisywał na serwetkach w knajpach, a doktoratu bronił myśląc, że jest to niezobowiązująca rozmowa w dziekanacie.

Sam Guam rozczarował mnie jednak turystycznie, choć miejscowa kadra uniwersytecka złożona także z polskich i węgierskich profesorów zapraszała mnie na kolejny raz, oferując nocleg i mówiła, że jak nawet u miejscowych trafią się naukowe talenty, to i tak uciekają na kontynent do Stanów. Plusem tej wyspy z bazą amerykańskich żołnierzy jest tania komunikacja miejska, gdzie jedni miejscowi brali ode mnie złotówki w monetach na pamiątkę z kraju, którego nigdy nie odwiedzą, a inni okazywali nienawiść wobec przybyszów z sąsiedniej wyspy Chuuch, oddalonej o bagatela 600 kilometrów.

Pod względem muzycznym ciężko było mi poznawać nowe nagrania w sposób inny, niż mp3 na słuchawkach, zwłaszcza że wytwórnie wycofywały się z fizycznych nośników. Dlatego wśród singli zwycięzcą został u mnie legendarny raper z Południa Bun B, który z indie rockowym zespołem PARQUET COURTS nagrał 12″ singla Captive Of The Sun i jest to jedyny singiel jaki mam z 2017 roku.

Albumem roku w sporządzonym na gorąco podsumowaniu uznałem DAMN – ostatnią genialną płytę Kendricka Lamara, którą mam w 2 formatach. Jednak jeśli chodzi o powtarzalność nagrań w mojej kolekcji, to dzięki koncertowi na Blu-Ray przewyższyła go Taylor Swift, choć jej Reputation podobał mi się jedynie w połowie. Tuż za nią znalazł się posiadany w 3 formatach Szprycer Taco Hemingwaya, którego broniłem na jednym z portali społecznościowych przed atakami Flintstone‚a. Bowiem części słuchaczy nie podobało się odejście od klasycznego rapu i używanie nowszych zabawek typu autotune. Z debiutantów najwyżej znalazła się Billie Eilish, bo Don’t Smile At Me podobała mi się najbardziej z jej dyskografii i pamiętam, że parę lat później opieprzałem polski Universal, który wpadł na głupi pomysł aby jej trzeci album Happier Than Ever dać na wyłączność w zaporowych cenach do powoli upadającej stacjonarnej sieci księgarni muzycznych, grzebiąc jej karierę w Polsce. Doceniłem też reprezentujących k-pop BTS (których popularność dopadła mnie w Malezji) i spędzającego jesienne wakacje na Dolnym Śląsku Eda Sheerana, choć jego poprzedni, koszmarny album prześladował mnie w hotelach i guesthouse’ach od Azji po Brazylię. Z artystów polskich na listę załapał się jeszcze Chada albumem Recydywista, który jeszcze za życia rapera umieściłem w pierwszej trójce albumów roku, bo w przeciwieństwie do większości ludzi czułem niezwykły ładunek jaki Tomek na nim przed śmiercią zawarł.

  1. Taylor Swift – Reputation
  2. Taco Hemingway – Szprycer
  3. Lorde – Melodrama
  4. Kendrick Lamar – DAMN
  5. Billie Eilish – Don’t Smile At Me
  6. Bjork – Utopia
  7. Ed Sheeran – ÷ (Divide)
  8. Big Boi – Boomiverse
  9. Bryson Tiller – True To Self
  10. Nine Inch Nails – Add Violence
  11. Fergie – Double Dutchess
  12. U2 – Songs Of Experience
  13. Morrissey – Low In High School
  14. Fever Ray – Plunge
  15. Lower Than Atlantis – Safe Sound
  16. Marilyn Manson – Heaven Upside Down
  17. Arca – Arca
  18. Lee Ranaldo – ELectric Trim
  19. BTS – Love Yourself: Answer
  20. Chada – Recydywista

Płyty roku 2016

7 Mar

Z moich podróży w 2016 roku najpiękniej zapamiętałem wręcz surrealistyczną wizytę w Brazylii, gdzie prawie się zakochałem. Zdziwiło mnie tam, że mało kto żyje igrzyskami w Rio, a areny olimpijskie na 2 miesiące przed imprezą nie były jeszcze gotowe, a miejscowi kibicują lokalnym klubom piłki nożnej, których największymi fanami są… kobiety, co tłumaczy fenomen tego narodowego sportu Brazylii. Zupełnie inaczej, niż podczas mojej rok wcześniejszej wizyty w Stanach. Tam wszyscy żyli sportem (niekoniecznie piłką nożną), a ja zwiedziłem całe Wschodnie Wybrzeże od Nowego Jorku poprzez Waszyngton, Atlantę, Orlando i Miami, gdzie na Miami Beach białe kobiety po południu paliły crack z murzynami, a hotel w opcji all inclusive dawał mi jeszcze zniżkowe bilety na koncerty raperów jak Fabolous czy Young Jeezy. Problem w tym, że o ile na polskich koncertach rapowych dominowały dzieci w wieku 12-17 lat, to kluby w Stanach choćby na Florydzie nadal przesiąknięte były gangsterką. Tyle, że był układ z policją: w zamian za przymykanie oka na prostytucję, nielegalną broń czy narkotyki miał być spokój i zero przemocy, zwłaszcza wobec turystów na których wszyscy zarabiali.

Wobec rezygnacji z wydawania fizycznych nośników, najczęściej powtarzającym się singlem z 2016 roku w mojej kolekcji okazał się All For One powracających po 20 latach THE STONE ROSES, wydany na CD i winylu, wyprzedzając o włos Trouble Understanding THE CHARLATANS.

Pod względem płyt długogrających wybrana wówczas na gorąco dziesiątka najlepszych płyt roku w konfrontacji z najczęściej powtarzającymi się albumami w mojej kolekcji pokrywa się jedynie w przypadku O.S.T.R., Beyonce i A TRIBE CALLED QUEST, których album uznałem za najlepszy w 2016 roku. I choć ich występ na ówczesnym rozdaniu nagród Grammy był wymierzony w kandydata Republikanów na prezydenta USA Donalda Trumpa, to zespół był sfrustrowany faktem, że nie dostał żadnej nagrody, a angażując się po stronie Demokratów nadszarpnął swój nieskazitelny, budowany przez lata wizerunek na scenie hiphopowej. Bowiem We Got It from Here… Thank You 4 Your Service dorównuje klasykom z wczesnych lat 90-tych, a Mario z warszawskiej grupy TRZYHA wyznał mi, że wręcz je przewyższa. Bo największą wartością tej płyty jest odtworzenie tamtej atmosfery, możliwe jeszcze dzięki zapisanym nagraniom nieodżałowanego Phife Dawga, który zmarł rok przed jej wydaniem.

Zwycięzcą wśród albumów drugi raz z rzędu okazał się Taco Hemingway z moim ulubionym concept albumem Marmur, który mam na 3 nośnikach – winylu, CD oraz mp3. I to właśnie dzięki legalnym mp3 wyprzedził on dziewczyny z LITTLE MIX, których Glory Days jest najbardziej dojrzałym i różnorodnym w ich dyskografii z licznym udziałem gości jak raper Stormzy, czy reggaetonowa grupa CNCO. Mimo dominacji rapu i r’n’b honoru rocka bronią weterani, oraz indie popowi artyści, ponieważ powrotowi płyt winylowych na rynek towarzyszyły dołączone do nich kody pozwalające ściągać legalnie zawartość albumu w formacie mp3.

  1. Taco Hemingway – Marmur
  2. Little Mix – Glory Days
  3. O.S.T.R. – Życie po śmierci
  4. Kaliber 44 – Ułamek tarcia
  5. Rihanna – ANTI
  6. Ariana Grande – Dangerous Woman
  7. Telegram – Operator
  8. Beyonce – Lemonade
  9. A Tribe Called Quest – We Got It from Here… Thank You 4 Your Service
  10. Travis Scott – Birds In The Trap Sing Mcknight
  11. A$AP Ferg – Always Strive And Prosper
  12. Animal Collective – Painting With Animal Collective
  13. Norah Jones – Daybreak
  14. Michael Kiwanuka – Love & Hate
  15. Eric Clapton – I Still Do
  16. Iggy Pop – Post Pop Depression
  17. Blossoms – Blossoms
  18. Paul Simon – Stranger To Stranger
  19. Eliza And The Bear – Eliza And The Bear
  20. Sam Coomes – Bugger Me

Płyty roku 2015

29 Lu

2015 zapamiętam jako rok Pawła Kukiza, z którym zacząłem współpracować rok wcześniej na rzecz wprowadzenia okręgów jednomandatowych, w których głosujemy na konkretnych ludzi, a nie na partie. Do JOWów przekonał mnie jeszcze Prof. Jerzy Przystawa, mój wykładowca z fizyki ciała stałego, więc po jego śmierci pocieszyłem się, że Kukiz będzie kontynuował dzieło nawet ryzykując karierę muzyczną. Paweł udzielał mi poparcia w wyborach samorządowych, a ja zbierałem mu podpisy w prezydenckich, gdy nie miał jeszcze struktur i przekonywałem, że warto by startował bez układów, aby pokazać ludziom ile zyskamy dzięki JOW. Zdobył aż 21%, dzięki czemu ubiegający się o poparcie Kukiza na II turę urzędujący prezydent Komorowski zarządził referendum na temat JOW, w które również się zaangażowałem, podobnie jak w wybory parlamentarne. I choć JOWy obowiązują obecnie jedynie w Senacie, to w sytuacji gdy na zabetonowanej scenie politycznej media dawały Komorowskiemu drugą kadencję już w I turze, Paweł Kukiz odegrał znaczącą rolę w jej rozmontowaniu umożliwiając przepływy elektoratu dające zwycięstwo obecnemu prezydentowi Andrzejowi Dudzie, w którego wtedy nie wierzył nawet Kaczyński.

Dlatego przygotowując na gorąco listę moich ulubionych albumów roku w grudniu 2015 kierowałem się przede wszystkim ich przekazem. Jednak z punktu widzenia powtarzania się nagrań w mojej kolekcji z tamtej dziesiątki ostali się jedynie O.S.T.R., D’Angelo & Vanguard (w podsumowaniu za 2014 rok) i urodzony w Kairze Taco Hemingway z Kendrickiem Lamarem, zamieniając się jednak miejscami. Choć Trójkąt warszawski został opublikowany w sieci jako nielegal już 19 grudnia 2014, to fizycznie ukazał się dopiero w 2015 roku na winylu i CD zawierającym także wersje instrumentalne piosenek, co wystarczyło do wygranej.

Z tamtej czołówki wypadli za to Basti i Tau, którego płyty ResTaurator namiętnie słuchałem w styczniu w Gambii, przeżywając zresztą romans. Bowiem w krajach czarnej Afryki, gdzie policja jest skorumpowana
do tego stopnia, że bierze łapówkę za samo zanotowanie zawiadomienia o przestępstwie, sposobem na ochronę przed przemocą jest związanie się z miejscowymi rodzinami. Wstrząsnęło mną, że moja sympatia uprawiająca lekkoatletykę, choć miała piękną, granatową skórę jak bohater Avatara, skarżyła mi się na rasizm, opowiadając że murzyni o skórze brązowej czują się lepsi, niż murzyni o skórze granatowej jak ona. Nasza relacja była nie do zszycia na dłuższą metę z powodu różnic cywilizacyjnych, choć odkryciem dla mnie było to, że przedstawicielka rasy czarnej też może być wrażliwa i romantyczna jak ja – jakby w uzupełnieniu dominującej w czarnej muzyce zmysłowości. W Gambii zrozumiałem też (w kontekście napływu migrantów) jak można nielegalne przekraczać granicę z Senegalem, gdzie miałem zarezerwowany hotel u Francuzów i zorientowałem się, że w tej byłej angielskiej kolonii muzycznie dominuje reggae i unowocześniony, szybki dancehall, który wpłynął na powodzenie ich rapera J-Husa w Wielkiej Brytanii.

Polski hip-hop wygrał z indie popem także wśród singli CD, bo najczęściej powtarzająca się piosenka u mnie z 2015 roku to Śmierć i podatki białostockiego rapera Piha, który choć sam mówił mi o swoich wątpliwościach czy tłoczyć własne albumy na winylu, to paradoksalnie wytłoczył najwięcej winylowych singli ze wszystkich polskich raperów.

  1. Taco Hemingway – Trójkąt warszawski
  2. The Vaccines – English Graffiti
  3. Tede/Sir Michu – Wanillahajs
  4. Ash – Kablammo!
  5. Kendrick Lamar – To Pimp A Butterfly
  6. Małe Miasta – Koń
  7. O.S.T.R. – Podróż zwana życiem
  8. John Grant – Grey Tickless, Black Pressure
  9. Bjork – Vulnicura Strings
  10. David Gilmour – Rattle That Lock
  11. Florence + The Machine – How Big, How Blue, How Beautiful
  12. Tame Impala – Currents
  13. Herbert – The Shakes
  14. Little Mix – Get Weird
  15. Ellie Goulding – Delerium
  16. Justin Bieber – Purpose
  17. Stanisław Sojka & Roger Berg Band – Swing Revisited
  18. Adele – 25
  19. Kękę – Nowe rzeczy
  20. Taco Hemingway – Umowa o dzieło

Płyty roku 2014

20 Lu

Wiele osób mnie krytykowało, gdy już w połowie grudnia 2014 najlepszym albumem roku na gorąco wybrałem 1989 Taylor Swift. Album ten minimalnie przed COLDPLAY wygrywa także wśród najczęściej powtarzających się w mojej kolekcji, bo pamiętajmy, że oprócz zeszłorocznej Taylor’s Version w 2015 roku został on nagrany ponownie także przez Ryana Adamsa, co przypomina mi czasy gdy płytę THE BEATLES Let It Be w swojej awangardowej wersji nagrał słoweński zespół LAIBACH. 1989 był jednak od 2014 roku ścieżką dźwiękową moich podróży i w sytuacji nabytych zdolności organizacyjnych do znajdowania fajnych promocji na dalekie zakątki świata jak Nowa Zelandia dawał mi poczucie snu na jawie, że wszystko na świecie jest możliwe, nawet największe marzenia.

Pod względem powtarzania się piosenek w mojej kolekcji na singlach w 2014 roku zdecydowanym wygranym okazał się Pharrell Williams piosenką Happy, która jeszcze przed fizycznym wydaniem na 12″ singlu od listopada 2013 roku pojawiała się na antenach telewizji muzycznych całego świata 24h na dobę. Happy dopadło mnie w Egipcie, gdzie miałem też okazję oglądać rosyjską rządową telewizję, relacjonującą wydarzenia na kijowskim Majdanie. O ile nasza propaganda dążyła do rewolucji, to rosyjskie media przedstawiały Majdan jako wywołany sztucznie przez kraje zachodnie chaos, nad którym według sondy ulicznej przeprowadzonej na ulicach Kijowa – ktoś musi zapanować i najlepiej, aby to był demokratycznie wybrany prezydent Ukrainy Janukowycz.

Z powodów formalnych dodam, że w czasach Internetu od 2014 roku większość przebojów po prostu przestała ukazywać się fizycznie na singlach, a jedynie w sieci. A ponieważ do moich podsumowań trafiają wydania fizyczne, Happy wygrało podsumowanie za 2014 rok. Podobnie wśród albumów, wydany 15 grudnia Black Messiah D’Angelo i Vanguarda, który mam na CD i 2 winylach, zdążył wejść na 5 miejsce. Stąd też różnice z moimi podsumowaniami najlepszych płyt roku, które zazwyczaj wybieram z tytułów wydanych od grudnia do grudnia, także na podstawie słuchania mp3. Dlatego w 2014 roku w czołówce nie ma już RUN THE JEWELS i Tadka (których posiadam w jednym egzemplarzu), są za to weterani jak U2, AC/DC czy PINK FLOYD, których LP Endless River (oparty na archiwalnych nagraniach klawiszowca Richarda Wrighta) uśpił mnie na jednej z luksusowych plaż wyspy Phuket.

  1. Taylor Swift – 1989
  2. Coldplay – Ghost Stories
  3. U2 – Songs of Innocence
  4. Pharrell Williams – Girl
  5. D’Angelo & Vanguard – Black Messiah
  6. Lana Del Rey – Ultraviolence
  7. AC/DC – Rock Or Bust
  8. Donatan & Cleo – Hiper/Chimera
  9. Pink Floyd – The Endless River
  10. Leonard Cohen – Popular Problems
  11. Kylie Minogue – Kiss Me Once
  12. Beck – The Morning Phase
  13. Ariana Grande – My Everything
  14. Calvin Harris – Motion
  15. Iggy Azalea – The New Classics
  16. Charli XCX – Sucker
  17. Cheryl – Only Human
  18. Chada – Syn Bogdana
  19. Sarius – Daleko jeszcze
  20. Schoolboy Q – Oxymoron

Płyty roku 2013

18 Lu

2014 to dla rok podróży na pełną skalę i mimo audiofilskiego zamiłowania do winyli, czas na sprawdzanie nowej muzyki w formacie mp3 miałem jedynie wtedy. Miało to wręcz surrealistyczny wymiar, gdy przed moim pierwszym w życiu wylotem do kilku dalekich krajów Azji i Australii słuchałem sobie w odjeżdżającym do Warszawy autobusie zdobywającej właśnie 1 miejsce w Stanach 17-letniej Lorde, ze świadomością nieodwracalnego opuszczenia jesiennej Polski na ładnych parę tygodni. A tuż obok mnie w samolocie Emirates usiadł wybierający się właśnie do Nepalu jeden z czołowych polskich alpinistów, który podczas długiego lotu do Dubaju opowiedział mi jak naprawdę wyglądał wypadek na Broad Peak, oraz wiele anegdot z historii wspinaczek, a na końcu poradził, abym jako amator spróbował zdobyć Kilimandżaro.

A że w 2013 roku bilety lotnicze kosztowały tyle, co przejazdy taksówką, skakałem pomiędzy krajami odwiedzając m.in. znajome Malezyjki i nie miałem nawet czasu by czytać o krajach, do których lecę. W efekcie po dotarciu na Filipiny zaczęły mi się mylić waluty, a po powrocie z Australii na Bali czułem się tak przeładowany, że wynająłem sobie chatkę ze śniadaniem i Internetem na środku wyspy, aby spędzić 7 dni na nic nierobieniu. Pamiętam, że wtedy Ewa Farna poczuła się trochę rozczarowana, gdy nagabywany przez fanów wyznałem, że jej czwarty album (W)inna trochę ustępuje poprzednim, po czym sama poleciała do Indonezji na wakacje rok później.

O ile najlepszym albumem roku świadomie wybrałem debiut DISCLOSURE Settle, którego pierwszy raz słuchałem zachwycony wracając z Katalonii samolotem gdzieś nad górzystą Francją, to pod względem posiadanych fizycznie wydań minimalnie po raz drugi zwyciężył u mnie BLACK SABBATH. 13 mam bowiem w 3 wydaniach, gdyż doskonale wstrzelił się on w zapotrzebowanie na stoner rocka, choć wokalista Ozzy Osbourne niekoniecznie się z nim utożsamia. Okazję do poznania mniej znanych piosenek z Ozzym miałem w miejscowości Khanom, nad Zatoką Tajlandzką, gdzie żyją różowe delfiny. Mieszkałem w jednej willi z basenem razem z trzema gośćmi: z Finlandii, Nowej Zelandii i Holandii i SABBATHÓW słuchaliśmy w deszczowe wieczory. Zrobiłem też wówczas jedną z najgłupszych rzeczy w życiu, bo dałem się podwieźć na plażę Finowi, który jak się okazało, był nawalony jak stodoła. Gdy licznik doszedł do prędkości 60 km/h a on jechał wężykiem, poprosiłem go o zatrzymanie, po czym Fin wylądował w rowie. Pod moim nadzorem dotarł wolno do celu, a potem opowiedział mi, że w Tajlandii zgubił wszystkie dokumenty, choć wciąż zostało mu mnóstwo pieniędzy. Poradziłem mu, aby zamiast pić, zgłosił się do ambasady dowolnego kraju Europy, bo ma ona obowiązek mu pomóc.

Pod względem powtarzania się piosenek w mojej kolekcji na singlach w 2013 roku zwycięzcą okazał się 12″ singiel Get Lucky DAFT PUNK, na którym obok grającego na gitarze Neila Rodgersa z CHIC śpiewa Pharrell Williams. Jest to już jednak łabędzi śpiew tego formatu, bo już rok wcześniej po raz pierwszy w historii brytyjskiej listy zdarzyło się, że żaden (!) z najpopularniejszych przebojów w pierwszej dziesiątce listy nie został fizycznie wydany na singlu, co praktycznie nie zdarzyło się nigdy od lat 40-stych XX wieku, kiedy to rezygnację z przeznaczania surowców na fizyczne nośniki wymuszała na przemyśle płytowym wywołana przez Niemcy II wojna światowa.

  1. Black Sabbath – 13
  2. David Bowie – The Next Day
  3. Disclosure – Settle
  4. Eminem – The Marshal Mathers LP 2
  5. Lorde – Pure Heroine
  6. Katy Perry – Prism
  7. Justin Timberlake – 20/20 Experience 1/2
  8. John Legend – Love In The Future
  9. Beyonce – Beyonce
  10. Ewa Farna – (W)inna
  11. Daft Punk – Random Access Memories
  12. Depeche Mode – Delta Machine
  13. Nick Cave & The Bad Seeds – Push The Sky Away
  14. Pigeon Detectives – We Met At Sea
  15. Saturdays – Living for the Weekend
  16. Sokół & Marysia Starosta – Czarna biała magia
  17. Little Mix – Salute
  18. Miley Cyrus – Bangerz
  19. Thirty Seconds To Mars – Love, Lust, Faith And Dreams
  20. KanYe West – Yeezus
  21. Haim – Days Are Gone
  22. Will I Am – #willpower
  23. Pih – Dowód rzeczowy nr 3
  24. Avici – True
  25. Rasmentalism – Za młodzi na Heroda
  26. A$ap Rocky – Long Live The A$ap
  27. Britney Spears – Britney Jean
  28. Sting – The Last Ship
  29. Dixon 37 – OZNZ
  30. Hades & OSTR – Haos
  31. Tyga – Hotel California
  32. Ten Typ Mes & Lepsze żbiki
  33. Lady Gaga – Artpop
  34. Potwierdzone info – Przypadek? Nie sądzę
  35. Edyta Bartosiewicz – Renovatio
  36. One Republic – Native
  37. Arctic Monkeys – AM
  38. One Direction – Midnight Memories
  39. Drake – Nothing Was the Same

Tate McRae – Think Later

14 Lu

Choć drugi album Kanadyjki premierę miał jeszcze w grudniu 2023, to na winylu ukaże się dopiero pojutrze, ale ja mam go już dzisiaj. I na pierwszy rzut oka, mimo rozkładanej okładki, bardzo złe wrażenie zrobiła na mnie szorstka czarna papierowa koperta na sam winyl, którą od razu musiałem wymienić na folię antystatyczną, aby zachować dźwięk bez trzasków na przyszłość.

Pod względem muzycznym Tate reprezentuje rocznik 2003, jednak za jej produkcję muzyczną odpowiada należący już do mojego pokolenia, znany z grupy ONE REPUBLIC wokalista Ryan Tedder. Dzięki niemu Think Later to album zróżnicowany, ale muzycznie dojrzały i spójny. Znając wcześniejsze EPki i pierwszy album piosenkarki obawiałem się banalnego, prostackiego popu dla nastolatków, zwłaszcza po przeboju Greedy (US#3, UK#3), który jest chwytliwy i siermiężnym Exes (US#34, UK#12) bez wyrazu, potwierdzającym moje obawy. Na szczęście pozostałe piosenki są już dużo lepsze. Mój ulubiony Guilty Conscious melizmatami przywołuje Umbrellę Rihanny i Jay-Z. W spokojnych balladach Plastic Palm Trees, Want That Too i Hurt My Feelings, słyszę nawet echa rocka, ale na całym albumie dominują mniej lub bardziej przebojowe bangery.

Denerwuje mnie jedynie maniera wokalna w stylu Charli XCX i Billie Eilish, która od debiutanckiej EPki jest dla Tate największą inspiracją. Na szczęście coraz mniej wyczuwalna. Doceniam za to fakt, że młoda artystka nadal sama pisze teksty własnych piosenek, co nadaje jej płytom autentyczności.

Ocena: 4/5